Trzech znajomych było w ten dzień w Warszawie rowerami, wyjechałem naprzeciw nim, ale ich nie spotkałem.

Wyruszyłem do dwóch kolegów klasy, jeden z nich jeździ rowerem. Jeszcze nigdy u nich nie byłem. Pojechałem Królewskim Gościńcem i na Wolę Chodkowską zielonym rowerowym szlakiem. Po drodze po raz pierwszy zobaczyłem drogę w lesie, którą kiedyś jeździłem, a została teraz utwardzona. Zamiast 2km piachu jest nawierzchnia subiektywnie lepsza od asfaltu i oczywiście wyłączona z ruchu. W Woli Chodkowskiej za szkoła skręciłem w lewo i dojechałem niebieskim szlakiem do Studzianek Pancernych (kluczowy punkt w bitwie pancernej z 1944 roku o przyczółek warecko - magnuszewski). Dalej czerwonym szlakiem wyjechałem na głównej drodze przed Nową Wolą, gdzie udałem się do kolegi, z którym pojechałem do drugiego kolegi, do Dąbrówek. Potem wróciliśmy do tego pierwszego. Pojechał ze mną do Kozienic. Pierwszy raz jechałem z kimś wyraźnie lepszym ode mnie i fajnie się jechało z powrotem. Utrzymywała się spora jak dla mnie prędkość. Ogólnie było wszystko ok, pogoda ładna. Tylko trochę przyziębiony byłem. Na zdjęciu poniżej tabliczka, którą ostatnio przytwierdzono do kamienia na skrzyżowaniu Królewskiego Gościńca z główną drogą (Kock - Tomaszów Mazowiecki).

Kamień © StrusPedziwiatr

Do kolegi na Majdany przez Opatkowice i z powrotem tą samą drogą.

Wykorzystałem okazję do jakiegoś popedałowania. Jechałem z Mikułą w założeniu do Iłży, ale że to jeszcze zima to w pewnym momencie zrobiło mi się zimno, dodatkowo zaczął siąpić deszcz. Skończyło się na tym, że zrobiliśmy jeszcze kilka km do zalewu w Siczkach, a potem powrót do domu. Ostatnie kilka km pokonane już w nocy z latarkami czołowymi. Trasa: Radomską do czarnej drogi, przez Rez. Brzeźniczka do Pionek, zielonym szlakiem do Sokołów (tam zrobiło się nieprzyjemnie po przerwie pod sklepem), dalej asfaltem do lasu, zielonym szlakiem do zalewu (pierwszy raz widziałem tam pojazdy jednoosobowe, poruszające się po lodzie), asfaltem do Kieszka, Królewskim Gościńcem do asfaltu Stanisławice - Stanisławów, przez Stanisławice asfaltem do Kozienic. Warunki ciężkie, ale dobrze było. Dystans coś skromny jak na tyle czasu, ale lekko coś przycisnąłem i już zakwaszenie wchodziło ;D

Wracając z treningu spotkałem znajomego, który mnie namówił na krótką przejażdżkę.

Przejazd do kolegi z klasy na Majdany ulicą Warszawską i z powrotem. Jechałem po cywilnemu. Niezbyt dobrze się jeździ o tej porze roku, aczkolwiek da się. Życzę wszystkim spełnienia swoich rowerowych ambicji w nadchodzącym nowym roku i wszystkiego dobrego. Jeszcze tu wrócę...

Chyba ostatnie użycie roweru w tym roku. Średnia jakaś bardzo słaba, musiałbym trochę km przejechać, żeby się z biegania na pedałowanie przestawić.
Jazda głównie po mieście. Pojechałem też drogą gruntową, którą jechałem pierwszy raz (a jest może ze 3km od domu) do Dąbrówek.

Coś w stylu: "jak małą prędkość można znieść?". Z mamą i siotrą pojechałem za miasto, chyba niepotrzebnie. Nie wiedziałem, że taka niska prędkość jest tak wyczerpująca xD Rzeczywiście rowery MTB XC są stworzone do "szybkiej" jazdy i przy takim tempie, jedzie się niewygodnie. Co innego by pewnie było na jakimś BMX albo DH...
V max z górki na zerowej kadencji. No już nie hamowałem ! ;D

Tempo wolniejsze niż rekreacyjne.

Pojechałem nad Hamernię trochę się zregenerować psychicznie po treningach. Tak sobie muzyki nad wodą słucham, a tu zorientowałem się, że niebo jakieś ciemne się zrobiło. Zanim dojechałem do domu, już zaczęło padać. A jeszcze kilkanaście minut temu było prawie bezchmurne niebo... ;d Pogoda Was w te wakacje coś nie lubi xD