Sobota, 14 sierpnia 2010
Lublin
W środę nie chciało mi się zrobić 180km obiema nogami, a wczoraj zrobiłem 180 - 200km prawą. :D
Uczestnicy: Ja, Mikuła, Ziołek.
Plan: Jazda do Kazimierza i potem szlakiem rowerowym do Lublina ( Starówka, Majdanek).
Wyjechaliśmy przed czwartą w powyższym składzie. Do Góry Puławskiej dojechaliśmy bocznymi asfaltowymi drogami po powiślu. Nie chcieli jechać po drodze głównej i nadrobiliśmy około 10km. Po przejechaniu około 10 - 20km od domu zaczynało mnie boleć lewe kolano - zawsze bolało mnie prawe. Jeszcze przed Górą Puławską jechałem już tylko wpiętą prawą nogą. Lewa tak sobie zwisała. :P
Przed Górą Puławską - ładny był tam widok na obwodnicę Puław:

" title="Przystanek" width="640" height="480" />
W Puławach ja z Mikułą czekaliśmy przed jakąś świątynią na Ziołka, aż zrobi zakupy z biedronce.
Zdjęcie zrobione koło świątyni w Puławach, w oddali widać most wiślany:

" title="Puławy" width="640" height="480" />
Dalej pojechaliśmy asflatem do Kazimierza. Tam kupiłem jakiś lek, który mi poleciła aptekarka. Wziąłem dwie kapsułki i nic to nie dało, czego się spodziewałem :/
Następnie pojechaliśmy czerwonym szlakiem rowerowym Kazimierz Dolny - Lublin, do Rąblowa. Koło wyciągu narciarskiego wszedłem metr do lasu i już kilka grzybów. Polecam to miejsce grzybiarzom. :) Jeszcze nie zakwaszona prawa noga jakoś sobie dawała radę, ale z czasem szło coraz ciężej i pod większe górki musiałem później podprowadzać rower. Jak wiadomo, są to pagórkowate tereny.
Wyciąg narciarski w Rąblowie i nieopodal jeden z podjazdów, które były za trudne do pokonania siłą jednej mojej nogi:

" title="Rąblów" width="640" height="480" />
Tym samym szlakiem dojechaliśmy do Nałęczowa.
Alejka gwiazd kolarstwa w parku zdrojowym:

" title="Nałęczów" width="640" height="480" />
Tam mały obiad, kilka zdjęć w parku zdrojowym i jazda dalej - do Lublina, cały czas tym samym szlakiem. Na tym odcinku jechało się już na prawdę ciężko. Prawa noga zakwaszona, upał coraz większy. Nawet był pomysł, żeby wracać, ale ja nie chciałem. Do Lublina dojechaliśmy na jakąś 14 - 15.
Czas jazdy: 8h 3minuty, czyli średnia już wtedy była tragiczna. Zjedliśmy obiad, zrobiliśmy kilka zdjęć przed ogrodem botanicznym i nawet niczego nie zwiedzając, ruszyliśmy drogą główną w stronę Puław.
Przed ogrodem botaniczym, ja w czerwonej koszulce:

" title="Ogród botaniczny UMCS - u" width="640" height="480" />
Tutaj kilometry szły już baaaardzo wolno.
Ponieważ byłem już "zużyty", a do domu jeszcze tyle km, zdecydowałem się nocować.
Jazda na tym odcinku wyglądała tak, że z górek zjeżdżałem na wyzerowanej kadencji, a pod górkę podprowadzałem rower na piechotę i odpoczynki musiały być co kilka km. Sprawdzałem hotele, motele przy drodze, ale w żadnym z nich nie znalazłem korzystnej oferty (wesele x2, brak miejsc x1, wysoka cena x1). Była propozycja, żebym wsiadł do autobusu i pojechał do Puław, tam odpoczął, poczekał na resztę i dalej do Kozienic, ale nie chciałem. A więc nie znalazłszy miejsca do noclegu dla mnie, wreszcie dojechaliśmy do Puław. Było już ciemno. Postanowiłem wracać do domu. Wydawało się już nie tak daleko, ale zostało nam wtedy jeszcze mniej więcej tyle kilometrów, co z Lublina do Puław. :/
A więc zapalili (oni) światła i ruszyliśmy drogą główną przez Gniewoszów do Kozienic. Teraz to już samo pedałowanie prawą nogą nie było takie złe. Ta dziwaczna pozycja, w której musiałem siedzieć przez tyle czasu, stała się bardzo niewygodna. Chyba najgorzej bolały dłonie. Widać było, że chcą już wrócić jak najszybciej do domu i musiałem ich ciągle gonić. Ciemność, brak światła, błyskawice gdzieś w oddali na niebie, głosy jakiś żuli, psów to była dobra motywacja do szybszego pedałowania wciąż tylko prawą nogą. Teraz lewą oparłem sobie w trochę bardziej wygodnej pozycji, między rurą ramy, a mocowaniem do bidonu. Dnia 14. sierpnia zrobiliśmy jakieś 220km wg licznika. Nie mam w nim podświetlenia, więc widziałem tylko w świetle latarni dane jazdy. Po północy dojechaliśmy do...
...Kozienic ! W domu byłem o wpół do pierwszej, a średnia zdążyła spaść do poniżej 16kmh.
Podsumowując, wyjazd zaliczam bardziej na minus niż na plus.
Najgorsze było to, że musiałem przez około 180 - 200km wykonywać cały cykl prawą nogą. Do tego nic nie zwiedziłem w Lublinie, bo nie było czasu, nie zrobliśmy zbyt wiele zdjęć, a rekordu dziennego kilometrażu nie pobiłem, który wciąż wynosi wg licznika 262,62km ( rzeczywisty dystans ok.250km ).
Uczestnicy: Ja, Mikuła, Ziołek.
Plan: Jazda do Kazimierza i potem szlakiem rowerowym do Lublina ( Starówka, Majdanek).
Wyjechaliśmy przed czwartą w powyższym składzie. Do Góry Puławskiej dojechaliśmy bocznymi asfaltowymi drogami po powiślu. Nie chcieli jechać po drodze głównej i nadrobiliśmy około 10km. Po przejechaniu około 10 - 20km od domu zaczynało mnie boleć lewe kolano - zawsze bolało mnie prawe. Jeszcze przed Górą Puławską jechałem już tylko wpiętą prawą nogą. Lewa tak sobie zwisała. :P
Przed Górą Puławską - ładny był tam widok na obwodnicę Puław:

Przystanek© StrusPedziwiatr
W Puławach ja z Mikułą czekaliśmy przed jakąś świątynią na Ziołka, aż zrobi zakupy z biedronce.
Zdjęcie zrobione koło świątyni w Puławach, w oddali widać most wiślany:

Puławy© StrusPedziwiatr
Dalej pojechaliśmy asflatem do Kazimierza. Tam kupiłem jakiś lek, który mi poleciła aptekarka. Wziąłem dwie kapsułki i nic to nie dało, czego się spodziewałem :/
Następnie pojechaliśmy czerwonym szlakiem rowerowym Kazimierz Dolny - Lublin, do Rąblowa. Koło wyciągu narciarskiego wszedłem metr do lasu i już kilka grzybów. Polecam to miejsce grzybiarzom. :) Jeszcze nie zakwaszona prawa noga jakoś sobie dawała radę, ale z czasem szło coraz ciężej i pod większe górki musiałem później podprowadzać rower. Jak wiadomo, są to pagórkowate tereny.
Wyciąg narciarski w Rąblowie i nieopodal jeden z podjazdów, które były za trudne do pokonania siłą jednej mojej nogi:

Rąblów© StrusPedziwiatr
Tym samym szlakiem dojechaliśmy do Nałęczowa.
Alejka gwiazd kolarstwa w parku zdrojowym:

Nałęczów© StrusPedziwiatr
Tam mały obiad, kilka zdjęć w parku zdrojowym i jazda dalej - do Lublina, cały czas tym samym szlakiem. Na tym odcinku jechało się już na prawdę ciężko. Prawa noga zakwaszona, upał coraz większy. Nawet był pomysł, żeby wracać, ale ja nie chciałem. Do Lublina dojechaliśmy na jakąś 14 - 15.
Czas jazdy: 8h 3minuty, czyli średnia już wtedy była tragiczna. Zjedliśmy obiad, zrobiliśmy kilka zdjęć przed ogrodem botanicznym i nawet niczego nie zwiedzając, ruszyliśmy drogą główną w stronę Puław.
Przed ogrodem botaniczym, ja w czerwonej koszulce:

Ogród botaniczny UMCS - u© StrusPedziwiatr
Tutaj kilometry szły już baaaardzo wolno.
Ponieważ byłem już "zużyty", a do domu jeszcze tyle km, zdecydowałem się nocować.
Jazda na tym odcinku wyglądała tak, że z górek zjeżdżałem na wyzerowanej kadencji, a pod górkę podprowadzałem rower na piechotę i odpoczynki musiały być co kilka km. Sprawdzałem hotele, motele przy drodze, ale w żadnym z nich nie znalazłem korzystnej oferty (wesele x2, brak miejsc x1, wysoka cena x1). Była propozycja, żebym wsiadł do autobusu i pojechał do Puław, tam odpoczął, poczekał na resztę i dalej do Kozienic, ale nie chciałem. A więc nie znalazłszy miejsca do noclegu dla mnie, wreszcie dojechaliśmy do Puław. Było już ciemno. Postanowiłem wracać do domu. Wydawało się już nie tak daleko, ale zostało nam wtedy jeszcze mniej więcej tyle kilometrów, co z Lublina do Puław. :/
A więc zapalili (oni) światła i ruszyliśmy drogą główną przez Gniewoszów do Kozienic. Teraz to już samo pedałowanie prawą nogą nie było takie złe. Ta dziwaczna pozycja, w której musiałem siedzieć przez tyle czasu, stała się bardzo niewygodna. Chyba najgorzej bolały dłonie. Widać było, że chcą już wrócić jak najszybciej do domu i musiałem ich ciągle gonić. Ciemność, brak światła, błyskawice gdzieś w oddali na niebie, głosy jakiś żuli, psów to była dobra motywacja do szybszego pedałowania wciąż tylko prawą nogą. Teraz lewą oparłem sobie w trochę bardziej wygodnej pozycji, między rurą ramy, a mocowaniem do bidonu. Dnia 14. sierpnia zrobiliśmy jakieś 220km wg licznika. Nie mam w nim podświetlenia, więc widziałem tylko w świetle latarni dane jazdy. Po północy dojechaliśmy do...
...Kozienic ! W domu byłem o wpół do pierwszej, a średnia zdążyła spaść do poniżej 16kmh.
Podsumowując, wyjazd zaliczam bardziej na minus niż na plus.
Najgorsze było to, że musiałem przez około 180 - 200km wykonywać cały cykl prawą nogą. Do tego nic nie zwiedziłem w Lublinie, bo nie było czasu, nie zrobliśmy zbyt wiele zdjęć, a rekordu dziennego kilometrażu nie pobiłem, który wciąż wynosi wg licznika 262,62km ( rzeczywisty dystans ok.250km ).
- DST 224.00km
- Teren 10.00km
- Czas 14:16
- VAVG 15.70km/h
- VMAX 48.00km/h
- Temperatura 25.0°C
- Sprzęt Kross
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Siema!
Jak byście mieli podobne plany jeszcze na wrzesień, to odezwij się do mnie, chętnie dołączę, póki stacjonuję w okolicy ;-)
Gadu: 5721691 zwirek - 12:37 niedziela, 5 września 2010 | linkuj
Jak byście mieli podobne plany jeszcze na wrzesień, to odezwij się do mnie, chętnie dołączę, póki stacjonuję w okolicy ;-)
Gadu: 5721691 zwirek - 12:37 niedziela, 5 września 2010 | linkuj
Brawa za wytrwałość! Szczególnie biorąc pod uwagę pagórkowatość trasy.
kamiloslaw1987 - 19:21 niedziela, 15 sierpnia 2010 | linkuj
Komentuj